• Parę słów wstępu

Madera
 • Madera w zarysie
 • Zachód wyspy
 • Część centralna. Funchal
 • Na wschodzie

Porto Santo
 • Garść informacji o wyspie

• Galeria


• Księga Gości i komentarze
• Strona Główna

(c) xaltuton 2011
MADERA

Madera w zarysie




Madera północno-wschodnia w okolicach Porto da Cruz.

     Madera, jak już wspomniałem na wstępie, jest wyspą niewielką - ma zaledwie 56 kilometrów długości, 23 szerokości i jest wynurzona z Atlantyku około 1000 kilometrów na południe od Europy oraz 600 kilometrów od wybrzeży Afryki. Towarzyszy jej mniejsza wyspa Porto Santo (oddalona o 37 km.) oraz grupa bezludnych wysp Ilhas Desertas, oddalonych o 16 km. Historia Madery to historia bardzo burzliwa - kilkadziesiąt milionów lat temu w wyniku podmorskich erupcji wulkanicznych na powierzchnię oceanu wypłynęła magma, która w wyniku nawarstwiania się przez kolejne miliony lat erupcji powiększała wyspę oraz wypiętrzyła ją na ponad 1800 metrów nad poziom wody. Kiedy około 1.4 miliona lat temu erupcje ostatecznie wygasły, do dzieła rzeźbienia i nadawania ostatecznego kształtu przystąpiła erozja - to ona jest odpowiedzialna za głębokie wąwozy wewnątrz wyspy oraz strome nadmorskie klify.


Dowód na burzliwą przeszłość wyspy.
     Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Otóż geograficzne położenie wyspy oraz jej historia pokazuje, czego możemy się spodziewać na Maderze oraz czego też na niej nie znajdziemy. Tak więc Madera będzie bardzo złym wyborem, jeśli wyobrażacie sobie samych siebie z drinkiem w ręku na długiej, pięknej plaży pełnej słonecznego piasku, pod palmami rzucającymi cień i biegającymi tubylcami co chwila przynoszącymi schłodzone napoje. Rozczarujecie się również, jeśli planujecie długie wieczorne spacery po plaży w blasku zachodzącego słońca. To nie ten adres. Jest to co prawda częściowo do zrealizowania na Porto Santo, ale jeśli ktoś tak właśnie zamierza spędzać swój wolny czas, lepiej niech od razu tam szuka wypoczynku, ponieważ Madera jest wyspą o skalistej linii brzegowej i nie ma tu miejsc na złociste plaże.


Wschód wyspy, Ponta do Castelo.

     Zamiast długich łach piachu znajdziemy za to małe i kamieniste plaże, właściwie to najczęściej nawet nie będziecie mieli możliwości zejścia do samej wody, ponieważ wyspa od razu bardzo ostro wspina sie w górę, a fale oceanu bijące z dużą siłą w strome klify nadają wybrzeżu groźny wygląd. Na całej wyspie są tylko dwie piaszczyste plaże - jedna naturalna na wschodzie (Prainha, na mapie za Caniçal ) z szarym piaskiem z wulkanicznych skał oraz druga sztuczna z piaskiem przywiezionym z Sahary. Reszta "plaż" rozlokowana jest w nadmorskich miejscowościach oraz czasami przy turystycznych kurortach, chociaż zdarza się, że do wody trzeba schodzić ze skalnego urwiska po drabince :-) Jeśli więc zamierzamy się często kąpać, dobrym pomysłem będzie zabranie ze sobą specjalnych butów do kapieli, będziemy mogli wtedy swobodniej poruszać się po usianych otoczakami plażach oraz takim samym dnie.


Tarasy bananowców to częsty widok na Maderze. Zachód wyspy.
     A do kąpieli zachęca temperatura. Madera jest nazywana wyspą wiecznej wiosny, albowiem nawet w styczniu średnia temperatura na wyspie nie spada poniżej 10 stopni C. Nasz pobyt wypadł na początek października i przez 2 tygodnie mieliśmy temperaturę w dzień od 25 do nawet 30 stopni C. Deszcz padał tylko jednego dnia, i to tylko do południa, a tak cały czas świeciło słońce, czasami tylko przesłaniane chmurami - niemniej październik i kolejne miesiące są na Maderze najbardziej deszczowymi miesiącami w roku, średnio jest to 7 dni deszczowych na miesiąc, więc planując tam pobyt warto to uwzględnić, bo przy odrobinie pecha można trafić na niż i tydzień spędzić pod parasolem. Ponieważ wyspa jest bardzo górzysta, istnieją pewne różnice w pogodzie w zależności od jej strony. Najkrócej można to opisać tak - najmniej deszczowa i najcieplejsza jest południowa część wyspy (większość nadmorskich kurortów znajduje się właśnie tutaj), północ jest chłodniejsza i bardziej mokra. Może być taka sytuacja, że na północy wyspy będzie padał deszcz, a na południu w tym czasie będzie świeciło słońce. Kiedy jednak całą wyspę otulą deszcze i mgły, jest duża szansa na słońce w centrum na najwyższych jej szczytach. Czytaliśmy wielokrotnie, że ze szczytów tych podczas takiej pogody widzi się deszczowe chmury, tyle, że z drugiej strony. Bywa też odwrotnie - budzimy się, na wybrzeżu jest bezchmurne niebo, ale kilkanaście kilometrów dalej, w głębi wyspy, szczyty toną w chmurach. Nie ma reguły.


Ponad chmurami. Płaskowyż Paul da Serra.

     Pomimo średnich temperatur około 27 stopni C., przebywając przy oceanie nie czuć gorąca, ponieważ dość często wieje wiatr, który przyjemnie chłodzi, jeśli natomiast wyjedziemy wyżej, temperatura, zgodnie z oczekiwaniami, zaczyna spadać. Zdobywając najwyższy szczyt wyspy, Pico Ruivo, mieliśmy temperaturę 18 stopni, chociaż dzień wcześniej było to tylko 14 stopni i wiał bardzo zimny wiatr. Planując zdobywanie najwyższych szczytów Madery warto mieć zatem coś cieplejszego ze sobą - i niech Was nie zwiedzie upał na dole!

     Przy wysokich temperaturach, słońcu i ciepłych nocach (około 20 stopni C.) można się spodziewać ciepłej wody - i tak jest w rzeczywistości. Nie wiem ile stopni miała woda w oceanie, ale sądzę, że mniej więcej tyle, ile jest w polskich jeziorach podczas gorącego lata - w każdym bądź razie można wykąpać się "z marszu". Kurorty dysponują dodatkowo własnymi basenami - są one zazwyczaj dość małe, a woda często jest w nich słona (myśmy mieszkali w hotelu Rocamar i tam jeden z basenów był tak umiejscowiony, że podczas większej fali ocean wlewał się do basenu). Ale jeszcze raz chciałbym podkreślić - nie lećmy na Maderę dla jej hotelowych basenów, kamienistych plaż i kąpieli. Bo nie warto.


Jedna z byłych maderskich "autostrad". Północne wybrzeże wyspy.
     Załóżmy zatem, że plażowanie nie jest naszym nadrzędnym celem wyjazdu. Więc co? Powiem od razu bez owijania w bawełnę - jeśli wybieramy Maderę, to od razu nastawmy się na aktywny wypoczynek. Ta wyspa wręcz zachęca do jej poznania, chociaż z poziomu hotelowych tarasów niekoniecznie sprawia wrażenie, że ma aż tak dużo do zaoferowania. A aktywny wypoczynek na Maderze oznacza parę rzeczy. Po pierwsze - żeby nie czuć niedosytu oraz poznać przynajmniej te najpiękniejsze jej rejony, musimy mieć 2 tygodnie czasu. Powiedzmy sobie od razu szczerze - w tydzień nie uda nam się wszystkiego zasmakować. Owszem, w tydzień wyspę objedziemy i zobaczymy to co oferują hotelowe wycieczki, ale to będzie na zasadzie - punkt widokowy, zdjęcie, punkt widokowy, zdjęcie... itd. Jeśli zależy nam np. na wycieczkach w górach, a przede wszystkim spacerach po levadach (o nich później), to zwyczajnie w 7 dni nie zdążymy poznać wyspy. Po drugie - aktywny wypoczynek na Maderze oznacza, że będziemy musieli dysponować jakimś środkiem transportu, żeby dojechać w różne części wyspy. Tu mamy parę możliwości.


Fragment drogi Porto da Cruz - Portela.
     Najłatwiejsza - wykupujemy hotelową wycieczkę, przy okazji przepłacając parę euro. Hotele dysponują własnymi autobusami i mają ułożone trasy takich całodniowych wycieczek. Koszt to około 40-60 euro za jedną osobę. Dodatkowo jest też możliwość wycieczki statkiem do niedalekich wysp Ilhas Desertas oraz przepłynięcia się repliką statku Krzysztofa Kolumba (przynajmniej biuro Itaka w hotelach miała takie oferty). Myśmy nie skorzystali z tych propozycji i woleliśmy sami wszystko ustalać i planować.

    Opcja druga - wynajmujemy taryfę; to nie żart, w ten sposób jeździ tam bardzo dużo turystów. Szukamy żółtego samochodu taxi (licencjonowane taksówki mają kolor żółty), umawiamy się na dzienną stawkę (warto przy tym się targować, ponieważ o ile na konkretnej trasie taryfiarz włącza taksometr i raczej nie ma możliwości negocjacji ceny, o tyle na cały dzień cena jest ustalana indywidualnie)... i jeździmy. A ile to kosztuje? Na to pytanie taryfiarz odpowiedział nam 100 euro, chociaż podejrzewam, że czasami może być nieco więcej, ale jeśli będziemy podróżowali np. w 4 osoby, koszt na osobę będzie i tak zdecydowanie mniejszy niż przy wykupieniu wycieczki. Zyskujemy też większą swobodę ruchu, zrzucamy na kark kierowcy pokonywanie krętych dróg Madery (o nich później), nie martwimy się też o ewentualne uszkodzenia auta oraz wyborem drogi.

     Opcja trzecia jest najtańsza - miejskie autobusy. Są tanie (np. autobus jadący prawie 50 minut z Funchal do Caniço de Baixo kosztuje tylko 1.75 euro za osobę), za to wymagają większego planowania i zgrania naszych wycieczek z rozkładami jazdy. Poza tym nie docierają wszędzie, gdzie warto zajechać, czasami kursują raz czy dwa razy na dzień i jeżdżą wolno, na dodatek często się zatrzymując. Pomimo tych niedogodności można je rozważyć jako ostateczną alternatywę.


Madera to wyspa wygłodniałych jaszczurek, wystarczy
rzucić coś do jedzenia, a zbiegają się całe rodziny.
     Najwygodniejszym jednak sposobem poruszania się po wyspie jest wypożyczenie samochodu. Tutaj parę uwag. Wypożyczalni jest sporo - w najbliższej okolicy naszego hotelu widzieliśmy ze trzy. W każdej z nich samochody były podzielone na grupy, w zależności od klasy samochodu. Samochody klasy A to np. Daewoo Matiz czy Nissan Micra 1.0. W klasie B znajdziemy takie wehikuły jak Ford Fiesta czy też Renault Clio. Obie grupy aut nie posiadają klimatyzacji. Klimatyzacja pojawia się od grupy C w zwyż, samochody z najniższej grupy mają też słabsze silniki, które mogą mieć problemy na stromych podjazdach (jak będziecie jechać takim autem we 4 osoby, to prawie pewne jak w banku, że na autostradzie będziecie się wlec, a na ostrych podjazdach jedynka będzie najczęściej używanym biegiem). Myśmy wypożyczyli z grupy C Renault Clio 1.2 z klimatyzacją (trafiło nam się czteromiesięczne auto z niecałymi 3 tys. km. przebiegu) i nawet jadąc tym autem na niektórych drogach musiałem redukować bieg do jedynki). Auto wypożyczyliśmy na 9 dni i kosztowało to nas 30 euro za dzień (cena powyżej 7 dni jest zdecydowanie mniejsza, przy krótszych terminach wypożyczenie tego samochodu to koszt grubo przekraczający 40€). Posiadaliśmy ubezpieczenie na osoby w środku plus na wszelkie uszkodzenia nie z naszej winy. Dodatkowo musieliśmy zdeponować 200 euro na poczet ewentualnych uszkodzeń auta z naszej winy. Na szczęście nic się nie stało (co przy spadających na drogę kamieniach i widoku wielu porysowanych przy parkowaniu aut wcale nie było takie pewne) i depozyt nam w całości zwrócono. Po 9 dniach jeżdżenia po wyspie oraz przekierowanu ponad 700 km. na tych krętych drogach napiszę krótko - nie bierzcie tych najtańszych aut tylko wybierzcie te z nieco mocniejszym silnikiem i z klimatyzacją.

     Stacji paliwowych jest wystarczająca ilość, a ceny są wszędzie takie same, więc szukanie tańszych dystrybutorów nie ma sensu. W październiku 2011 roku cena litra benzyny 95 okt. wynosiła 1.48 euro, co przy jego wysokim kursie oznaczało ok. 6.70 zł za litr. To półtora złotego więcej niż u nas w analogicznym czasie - ale kto by się tym przejmował, kiedy wokół tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia :-)


Nieczynna droga w Curral das Freiras.
     Maderskie drogi są bardzo kręte i potrafią mieć naprawdę duży spadek. Na niektorych zakrętach kierowcy trabią ostrzegając w ten sposób innych, że znajdują się na drodze. Szerokość jezdni w wielu przypadkach pozwalała nam na minięcie się tylko na przysłowiowe lusterka, bywa też tak, że cały pas jest zajęty przez zaparkowane auta i musimy na wstecznym wracać, żeby kogoś przepuścić z naprzeciwka. W moim odczuciu drogi są nieco klauostrofobiczne - jest wąsko, jest mało miejsc do parkowania, wiec ludzie parkują gdzie się tylko da (np. niejednokrotnie na dachach własnych domów). Jak przystało na górzystą wyspę, każdy kawałek gruntu w poziomie jest na wagę złota. Ogólnie rzecz ujmując jazda będzie dla kierowcy bardzo absorbująca i wymagająca, więc jeśli ktoś nie będzie "czuł" wypożyczonego samochodu, odradzam kierowanie. Warto jednak wspomnieć, że na maderskich drogach ruch jest mały, jedynie w stolicy i na autostradzie w niektórych porach dnia robi się tłocznie. A im wyżej będziemy jeździć, tym mniej spotkamy samochodów.

     Parkingi w górach są darmowe, w zdecydowanej większości nie musimy też płacić za parkingi przy atrakcjach czy punktach widokowych. Płatne są w centrum Funchal oraz większych miejscowościach - kiedy linie na asfalcie są wymalowane na niebiesko będzie to oznaczało potrzebę udania się do pobliskiego parkometru i zapłaceniu 1 euro za godzinę postoju (tyle przynajmniej kosztowalo to w Câmara de Lobos).


Jeden z drogowych tuneli na północy wyspy.
Z powodu ograniczonej ilości miejsc oraz ogólnej kultury drogowej, ludzie parkują tam dokładnie w wyznaczonym miejscu, bardzo często parkingi są na bardzo stromych podjazdach, więc bez umiejętnego operowania hamulcem ręcznym i biegiem się nie obejdzie. Widzieliśmy zaparkowane samochody na drogach o kącie nachylenia nawet 45 stopni i w odleglości od siebie około metra. Zaparkowanie przy takim pochyleniu drogi i w takiej odległości od innego auta - no cóż, to są mistrzowie parkowania, chociaż od czasu do czasu spotykane porysowane samochody są dowodem na to, że nie każdy opanował tą sztukę... Większość kierowców nie umie za to używać kierunkowskazów więc biznesu na żarówkach raczej się tam nie zrobi - tym bardziej, że nie ma obowiązku jeżdżenia także na światłach, a jedynie w tunelach jest obowiązek ich używania. Informują o tym stosowne znaki przed każdym wjazdem. Stan nawierzchni na większości dróg jest generalnie lepszy niż w Polsce - nie trzeba wypatrywać studzienek i trenować slalomu, ponieważ czasami nawet nie czuć, że przez jakąś właśnie przejechaliśmy. Jeśli ktoś potrafi powiedzieć dlaczego w Polsce nie da się ich tak zrobić, poproszę o wyjaśnienie :-)


Trasa przelotu z pokładowego monitorka.
     I jeszcze parę słów o zapleczu typowo turystyczno-hotelowym na wyspie. Wyloty na Maderę na pewno ma Itaka, w innych biurach podróży nie widzieliśmy ofert (przynajmniej nie było ich na początku roku 2011). Samolot jest czarterowany (Boeing 737-800) i leci bezpośrednio na wyspę (lot z Okęcia trwa ponad 5 godzin, my mieliśmy miejscówki po lewej stronie samolotu i z tej strony widać świetnie Mont Blanc w Alpach; była to dla nas dodatkowa atrakcja, ponieważ rok wcześniej też go widzieliśmy i miło było znów się przywitać). Co zaś się tyczy konkretnego miejsca na Maderze, to z oferty Itaki wybraliśmy czterogwiazdkowy hotel Rocamar.


Jezioro Genewskie z Mont Blanc w tle.
    Rocamar znajduje się na południowym wschodzie Madery, w miejscowości Canico, około 10 km. od Funchal. Z oczywistych względów hotel wybudowano nad brzegiem oceanu, co przy fakcie, że Canico - jak chyba większość miejscowości na wyspie - położone jest na stoku góry, oznacza, że z hotelu mamy wszędzie pod górkę. W zasadzie Canico dzieli się na dwie części - górne i dolne. Dolne, czyli Caniço de Baixo, to właściwie same kurorty i hotele, parę wypożyczalni samochodów, kilka barów i sklepików spożywczych (kiepsko zaopatrzonych, z turystycznymi cenami, około 300 metrów od Romacaru). Większe sklepy i ich większy wybór oznacza spacer około 3 km. do Canico górnego... oczywiście pod górkę :) W pobliżu hotelu jest publiczny przystanek autobusowy, autobusy kursują bardzo często. Warto też wspomnieć, że Rocamar ma własny autobus, który parę razy dziennie kursuje do Funchal. Należy zapisać się na wyjazd dzień wcześniej w recepcji i następnego dnia mamy darmowy (dla hotelowych gości) dojazd do stolicy Madery. Tak samo jest z powrotem. Niedaleko hotelu znajduje się też całkiem przyjemna promenada (z całą masą kotów czyhających na smaczne kąski od ludzi), którą możemy sobie pospacerować nad brzegiem oceanu.

     Przy ocenie samego pokoju należy podkreślić jedną rzecz - cztery gwiazdki turystyczne to nie są cztery gwiazdki biznesowe. Ale jest dobrze. Pokój jest sprzątany codziennie bardzo dokładnie, ręczniki, jeśli tylko rzucimy je na podłogę, są wymieniane, pościel zmieniana i ładnie za nas zaściełana. Dla obsługi hotelu wystawiamy piątkę z plusem. W pokoju jest telewizor LCD z jednym polskim kanałem (TV Polonia) oraz klimatyzacja. Sejf umieszczony w szafie jest dodatkowo płatny (bodajże 8 euro za tydzień), ale oczywiście jest to opcjonalny wybór. Nie poniszczone szafki, duża szafa i biurko oferują wystarczającą ilość miejsca na ubrania. Dodatkowo mamy stolik okolicznościowy, dwa fotele, lampki na szafkach oraz dwie duże stojące lampy. Pokój jest duży, łazienka również, jest też balkon ze stolikiem i krzesełkami. Minusem naszego pokoju była bardzo wąska wanna i przytkany nieco odpływ wody, niemniej za całość dajemy mocną czwórkę.


Wybrzeże hotelu Rocamar.
     Hotel posiada dwa baseny zewnętrzne. Jeden z max. głębokością 1.5 m. znajduje się na samym dole (zdjęcie obok), przy większej fali na oceanie woda wlewa się do basenu. Drugi jest również słonowodny, znajduje się zdecydowanie wyżej i oferuje głębokość 2.2 m. - niestety, ale obydwa te baseny są bardzo małe. Podejrzewam, że w miesiącach bardziej turystycznych, czyli w lipcu i sierpniu może być w nich nieco tłoczno... Trzeci basen znajduje się wewnątrz hotelu. Prawdę mowiąc nawet do niego nie dotarliśmy, ale z usłyszanej od sąsiadów (pozdrowienia dla Oli i Karola :-) ) informacji wynika, że również nie grzeszy wielkością... Nam jednak wielkość basenów w żaden sposób nie wadziła - osobiście i tak wybierałem kąpiel w oceanie. Ponieważ sam hotel leży zdecydowanie wyżej od oceanu, aby się dostać do wody trzeba schodami zejść na dół, potem już mamy do wyboru albo drabinki albo kolejne schody bezpośrednio do oceanu. Wszędzie są darmowe leżaki, a ponieważ tarasy z nimi znajdują się na różnych skalnych kondygnacjach, można znaleźć dość fajne i odosobnione miejscówki do opalania. Niedaleko zejścia do wody kręci się ratownik i muszę tutaj podkreślić, że jest to uzasadnione - bardzo często fale oceanu są naprawdę groźne i pływanie przy ostrych nabrzeżnych skałach może być niebezpieczne.


Espada jest pyszną rybą występująca tylko u wybrzeży
Madery oraz w części Japonii. Żyje na głębokości
800 metrów. Podczas wyławiania ginie
z powodu różnicy ciśnień.
     Posiłki. Mieliśmy wykupione śniadania (szwedzki stół) oraz obiadokolacje - również szwedzki stół. All inclusive nie wykupujemy, ponieważ przy aktywnym wypoczynku nie chcemy być uwiązani w ciągu dnia do hotelu. Śniadania są serwowane w godzinach 7-10, obiadokolacje w godzinach 19-22. Jedzenie jest dość specyficzne - bardzo często czymś zakwaszane, nie wiem czym, ale kwaśne kukurydze czy groszek jakoś nie mogły mnie przekonać do siebie. Są za to smaczne ryby, ciasta, sosy do sałat, owoce!, zupy (chociaż specyficzne, jakby przemielone). Generalnie obiadokolacje były ok, za to śniadania - tragedia. Codziennie praktycznie to samo (naprzemienne serwowanie jajecznicy i placków wcale nie zmieniało jałowości śniadań). Na początku było wszystko w porządku, ale po paru dniach człowiek miał już dość jedzenia w kółko tego samego. Jogurty w lodówkach, słonawy boczek, jaja sadzone, dżemy w malutkich, jednorazowych opakowanich oraz pomidory na ciepło - to wszystko, na co było stać hotel jeśli chodzi o śniadania. Dobre były za to soki i spory wybór pieczywa. Generalnie jedzenie hotelowe oceniamy na cztery z dwoma minusami... Może, gdybyśmy byly fanami owoców morza, które serwowano od czasu do czasu, to ocena byłaby większa... ale to tylko może. Za to bardzo duży plus hotel dostaje za dwie rzeczy związane z posiłkami - przepięknie położony taras ze wspaniałym widokiem na ocean oraz bardzo miłą i uczynną obsługę. Nigdy nie zapomnę tych posiłków przy szumie oceanu, powiewie wiatru i znikającego w oddali Atlantyku. Rewelacja. Dodatkowo hotel praktycznie codziennie na tarasie urządzał jakieś koncerty, które miały umilać gościom spożywanie kolacji.


Taras stołówki hotelu Rocamar z widokiem na Atlantyk.
     Rocamar posiada również jaccuzi, saunę i siłownię, chociaż nie widzę większego sensu wylewania potów na bieżni, skoro można sobie pobiegać po promenadzie na świeżym powietrzu. Dostęp do internetu jest dodatkowo płatny - za cały pobyt zapłaciliśmy 5 euro (w recepcji dostaniemy indywidualne hasło do Access Pointa). Niestety, zasięg jest tylko w recepcji i jej pobliżu, ale na szczęście fotele i kanapy sa bardzo wygodne... :-) Jeśli nie macie własnego sprzętu, nic straconego - hotel dysponuje komputerami (3 euro za godzinę), z których można skorzystać w odosobnionym kąciku.

     Tak to wszystko wygląda, jeśli chodzi o Rocamar w Caniço de Baixo. Jeśli wypożyczymy samochód, pamiętajmy, że hotel ma własny parking, gdzie możemy parkować (po prawej stronie, za szlabanem). Jeśli z jakiegoś powodu parking ten byłby zamknięty, wieczorem będzie duży problem ze znalezieniem miejsca do zaparkowania.

     Ok, jeśli zatem mamy już załatwioną możliwość transportu po wyspie oraz szansę na miejsce parkingowe, a pogoda dopisuje, warto się zastanowić, gdzie pojechać i co zobaczyć. Dalszą część opisu podzieliłem na Maderę zachodnią, wschodnią i centralną - tak mniej więcej dzielą ją też biura turystyczna oferujące wycieczki po wyspie. Postaram się opisać najciekawsze miejsca w poszczególnych regionach wyspy oraz dodać parę praktycznych uwag, które nasunęły mi się podczas zwiedzania.


Dalej