Parę słów wstępu
Przygotowania
Międzyzdroje i prom
Kierunek - Oslo
W stolicy...
Tam gdzie Laerdal i Aurland
Przez góry do Bergen
Sognenfjord i okolice
Jotunheimen i Geiranger
Trollstigen i Trondheim
Za koło polarne pod Bodo
Deszczowe Lofoty
Lofotami do Narviku
Narvik - Alta
Nordkapp
Lofoty po raz drugi
Lofoty c.d.
Bye bye Norwegio
Z Laponii do Ystad...
ABC, czyli uwagi ogólne
Galeria
Księga Gości i komentarze
Menu Główne
(c) xaltuton 2009 |
Za koło polarne pod Bodo
Budzi nas ciąg dalszy dobrej pogody. Jest 9 rano, w recepcji obok proszę kogoś o naładowanie akumulatora do aparatu.
Jak zwykle szybkie śniadanie i pędzimy dalej. Właściwie to dzisiaj dopiero czuję, że zaczyna się nasza podróż na północ. To dziś przekroczymy
koło polarne i być może dotrzemy aż do Narviku. Na razie pewne jest to, że dalej pojedziemy na Lofoty. Czy z Lofotów zdecydujemy się
na dalszą podróż na północ aż do Nordkappu? Od jakiegoś czasu dyskutujemy o tym, temat ciągle powraca jak bumerang, ale decyzji ciągle brak.
Droga z Trondheim jest długa i aż do koła polarnego raczej monotonna. Wczoraj, tuż za Trondheim mignął nam znak - Narvik 900.
Ponieważ już trochę przejechaliśmy, to zostało ponad 700 km. To bardzo dużo biorąc pod uwagę, że tylko ja kieruję, a droga to zwykła
jednopasmówka. Liczę jednak, że nocleg będziemy mieli już blisko Narviku. Taki plan powoduje, że ten dzień to całodniowa jazda samochodem,
jedynie przy przekroczeniu magicznej linii koła polarnego zatrzymamy się na dłużej.
Okolice Mo i Rana
Wiele, wiele godzin jazdy... niewiele z tej drogi zapada mi szczególnie w pamięć, nie mijamy już cudownych widoków,
głębokich fiordów i wysokich gór. W porównaniu z poprzednimi dniami, widoki za szybą są, możnaby powiedzieć, nudne. Może w Polsce byłyby
dalej atrakcyjne, ale nie tu, tym bardziej, że w miarę jazdy niebo zasnuwa się chmurami i pogoda się pogarsza.
W pewnym momencie na drodze mamy okazję zaobserwować miejscowy remont nawierzchni. Już kilometr wcześniej stoją migające
znaki informujące o robotach drogowych. Tuż przed zatrzymujemy się w małej grupie samochodów oczekujących na... no właśnie, ruch jest
wahadłowy, a ja nie widzę żadnych świateł. Ponieważ nie jesteśmy pierwsi, więc patrzę, co będą robić inni. A inni czekają na
samochód, który w końcu wyjeżdża z terenu robót, zabiera kolejkę oczekujących i jadąc na czele peletonu pokazuje, którędy należy bezpiecznie
przejechać. Po przejechaniu na drugą stronę zabiera oczekujących z naprzeciwka i sytuacja się powtarza. Bardzo ciekawe i nietypowe
rozwiązanie.
66°33' N na trasie E6
Mijamy miejscowość Mo i Rana, miasto wita nas piękną nazwą miasta wysadzoną w kwiatach na pobliskim klombie. To miasto to
oznaka, że zbliżamy się linii koła polarnego. Znajduje się ona między miejscowościami Mo i Rana a Fauske. Docieramy tam przed godziną osiemnastą.
Już wcześniej krajobraz zmienia się znacznie, zaczynają dominować bardziej północne klimaty, drzewa ustępują miejsca trawie, a na pobliskich
wzgórzach zaczyna zalegać śnieg. Miejsce z zaciągniętymi szaro-czarnymi chmurami wygląda buro i ponuro. Odnosimy wrażenie, że opuszczamy
gościnne strony i wkraczamy w strefę subpolarną :-)
Dwa kilometry wcześniej stoi znak z napisem "Polariskelen Arctic Circle 2 km", a samo miejsce to już duży parking, na środku
pokaźny budynek z pocztą, pamiątkami i sklepem oraz norweskie flagi trzepoczące na wietrze. Punkt ten to 66°33' północnej szerokości
geograficznej, o czym informuje pobliski obelisk.
Na parkingu tylko kilkanaście samochodów, mam nadzieję, że im dalej na północ tym turystów będzie mniej :-)
Pamiątki po turystach
Z tyłu na pobliskim pagórku znajdują się setki małych "kopczyków" ułożonych z kamieni, w ten sposób turyści zostawiają
tutaj po sobie pamiątki. W ogóle w całej Norwegii jest to popularny i często wykorzystywany sposób, spotykaliśmy się z tym zwyczajem
w całym kraju. Tutaj znajduje się ich wyjątkowo dużo, trochę z boku na ziemi są nawet ogromne napisy ułożone z kamieni. Dorzucamy także i
swoje trzy grosze - jeden, jedyny raz podczas całej naszej podróży. Flamastrem opisujemy kamienie, a pomiędzy nimi ląduje kartka
z życzeniami. Niestety, ale życzenia się nie spełniły, więc to miejsce ich nie spełnia i nie warto tego robić.
W międzyczasie pomiędzy ciemnymi chmurami przebija się słońce i nieco sie rozpogadza, co psuje klimat, za to robi
się cieplej. Jeszcze przeglądamy ofertę miejscowego sklepu i po godzinie ruszamy dalej.
I dalej na północ...
Jadąc drogą i obserwując otoczenie nieodparcie odnoszę wrażenie, w tym miejscu przyroda gwałtownie straciła swoją siłę i
rozmach, bo krajobraz jest iście górski, pobocza porastają trawy i mchy, a jeśli już pojawi się jakieś drzewo, jest to skarłowaciała brzoza,
powykręcana na sposób drzewek bonzai. Widać, jak niesprzyjające panują tu warunki i jak ciężko roślinności jest tu przetrwać. Zastanawiam się,
jak to wszystko będzie wyglądało jeszcze dalej na północ, bo przecież tak naprawdę dopiero przekroczyliśmy połowę drogi. Jak się wkrótce okaże,
po pewnym czasie jazdy na powrót zawita zieleń. Po prostu miejsce przecięcia drogi z linią koła polarnego leży w dość specyficznym
miejscu i na większej wysokości - dlatego też tutaj odnosi się wrażenie jakby zmiany środowiska. Zwłaszcza, jeśli podkreśla to pogoda, jak to miało miejsce
w naszym przypadku.
...przez norweskie pustkowia
Póki co jedziemy prawie pustą drogą, na pobliskich wzgórzach ścielą się chmury (a może mgły?) i krajobraz sprawia wrażenie
totalnie opuszczonego. Czuć, że "coś" przekroczyliśmy - zwłaszcza, że ten fragment drogi znacznie różni się od tego, co mieliśmy za Trondheim.
Do Narviku już dziś nie zdążymy, ale pada inny pomysł, który podsunął nam przewodnik "Pascala". A może nie jedźmy na Lofoty przez Narvik,
ale skręćmy do miasteczka Bodo i stamtąd rano statkiem przeprawimy się od razu na wyspy? To by nam zaoszczędziło
sporo jazdy i czasu, bo statek płynie tylko około 3 godzin, a zyskujemy w ten sposób kilkaset kilometrów podróży samochodem.
Dodatkowy plus pomysłu jest taki, że przez Lofoty nie będziemy musieli jechać dwa razy, a przejedziemy je tylko raz - wracając. Jedyną
niepewną rzeczą są tylko miejscówki. "Pascal" ostrzega, że w sezonie warto je wcześniej zarezerwować, bo chętnych na morską podróż potrafi
być wielu. Po chwili namysłu i dyskusji podejmujemy ryzyko. Dziś postaramy się znaleźć nocleg jak najbliżej Bodo, aby jutro być
w porcie jak najwcześniej rano.
Gdzieś przed Bodo
Ponieważ przyroda znowu powoli rozkwitła, to po drodze mijamy wiele fajnych miejsc na nocleg - zwłaszcza jedno,
przy płytkim jeziorku w lesie jest bajkowe, niestety, jest to ciągle zbyt daleko od Bodo, dlatego z żalem jedziemy dalej. Przed samym Bodo
jest już gorzej ze znalezieniem miejscówki, ponieważ wzdłuż drogi pojawiają się prywatne domy i podwórka, ale w końcu znajdujemy jakąś
boczną drogę i tam obok rozbijamy namiot. Miejsce jest mało ciekawe i nieco nawet podmokłe, poza tym tak blisko drogi, że samochodem
zastawiam biwak, ale jesteśmy zmęczeni całodniową jazdą i zbytnio nie marudzimy. Jutro Lofoty!
|